Jak meteoryt na czołowym z ziemią daleko domu
Mam kłótnie o nic, pozory I szamę na dowóz
Mózg przegrzany myśli się ulatniają
Nie łapię ich są lżejsze niż mi się wydawało
No ammo nie mam kul proszę już nie strzelać
Za tych kilka pytań co uwierają w schemat
Wiesz już wszystko o moich słabościach
Szlachta się bawi znów nie baczy na koszta
Patrzysz na moje dłonie jakbym miał pistolet
Nie bronię się od twoich pytań kałasznikowem
Znaki zapytania są jak ból ktoś musi je zadać
Nakarmię nimi lwy prawda jest taka
Nie pytam o to czy mogę pytać
Codziennie robię unboxing życia
I tak warstwa po warstwie
Dojdę sedna ucząc się na błędach
Znajdę sens w tej układance ściem
Tych co by chcieli żebym miał jak najmniej
W górę najlepszy trunek podnieś I wołaj
Bo drugi raz mogą nam nie polać
Lekko chwiejnym krokiem wchodzę w te poranki
Czemu siła wifi jest mocniejsza niź naszych relacji
Rzeczywistość terrorysta hartuje nam osobowość
Gdy każdy dzień woła bezpardonowo: plata o plomo
Co jest z tobą nie wiem może to za dużo pytań
Warszawa zmęczona po weekendzie nie śpi choć ledwo dycha
Żadnych zmartwień cel na dzisiaj I zawsze
Zamienić sny bezbarwne w kolorowe tak zrobię
Move on up jak bezbłędny curtis mayfield
Nie mam pieniędzy za to na nogach żółte skarpetki
Szczęście rozpylam je masz łykaj enzym
Bez recepty peace, love, zbigniew wodecki
Nie pytam się o to czy mogę pytać
Codziennie robię unboxing życia
Warstwa po warstwie
Dojdę sedna ucząc się na błędach
Nie pytam się o to czy mogę pytać
Codziennie robię unboxing życia
Warstwa po warstwie
Dojdę sedna ucząc się na błędach
Znajdę sens w tej układance ściem
Tych co by chcieli żebym miał jak najmniej
W górę najlepszy trunek podnieś I wołaj
Bo drugi raz mogą nam nie polać