Jakieś gadżety tu co drugi ma
Bardziej kosmiczne, niż Optimus Prime
Życie mieć słodkie tu, jak torcik, daj
Może gdzieś, w niedalekich snach
Czasy, gdzie wszystko od ręki
Chcesz spróbować coś, aż świerzbi
Znajdziesz bletki, znajdziesz też tabletki
Z długami jest jak na uwięzi
Jak coś trzeba, gdzieś zadzwonić, wiesz
To jest street, to jest brudny cash
Na robotę wygodniejszy dres
Dlatego w studiu ubieram go też
Nie liczyłbym tu na zbyt ciekawe CV
Tu co innego się przerzuca, a nie kiwi
Wzrok wyostrzony, nawet w nocy niczym Riddick
Na klatkach zapach jointów i wanilii
Mówię: Vivat, Vivat, (je, je)
Mówię: Vivat, Vivat, (je, je)
Ulica bywa zdradliwa, też mało uczciwa, ale tylko bywa, więc
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Już nawet nie chodzi o klimat
Dziwki chcą być tu, jak Paris Hilton
Każda z nich to "ta jedna na milion"
Każda z nich udaje tą niewinną
Chciały z raperem się przejechać, co najwyżej windą
Stoją fury, trwają obserwację
Liczą, że wpadną, znajdą coś na blacie
Kumaci nie działają nic na chacie
Na mieście też świecą bulaje, na mnie nic nie macie
Jakby się nie wiodło, zawsze będzie tylko lepiej
Jest nerwowo, zioło klepie, hajs wydaję w sklepie
Moja ekipa to ulica, nie banany, dresy, sweter
Krzyczę Vivat, za ten klimat, oryginał, bez nalepek
Mówię: Vivat, Vivat, (je, je)
Mówię: Vivat, Vivat, (je, je)
Ulica bywa zdradliwa, też mało uczciwa, ale tylko bywa, więc
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Krzyczę: Vivat, Vivat, (je, je)
Już nawet nie chodzi o klimat